Musi pierdolnąć
Zaczyna się spokojnie, niemrawo. Niemrawo jak pierwsze kroki. Kroki tuż po raczkowaniu, słabe, chybotliwe, ale coraz bardziej w rytm. Rytm jest miarowy, pewny i celowy niczym tykanie zegara. Zegara, który nieubłaganie odlicza czas. Czas – chcemy w to wierzyć ma kierunek. Kierunek, który można jasno wskazać palcem – przecież widzimy wskazówkę sekundnika jak okrąża cyferblat, znamy jej cel. Celem jest to basowe mięcho, nadające treści i wypełniające trzewia.
Trzewia, które żyją, wypchane milionem drobnoustrojów, uzależnionych od gospodarza, od pochłanianych przez niego kebabów, spożywanego w nadmiarze piwa, krwi, potu, łez i flaków tętniących bakteryjnym życiem. Życiem, które rozpędza się jak pociąg. Pociąg, który – jak czas – zdaje się mieć cel, stację do której zmierza a bilet jest kupiony tylko „tam”. Tam prowadzą stalowe, zimne szyny decydujące o naszej trasie. Trasa jest znana, wszyscy wpadamy na tę samą nitkę ale podroż i tak jest ciekawa. Ciekawa jak te natrętne dźwięki gitary, które dają nam chwilę na refleksje, na rozejrzenie się, delektowanie widokiem za oknem. Za oknem widać, że jedziemy szybciej, to już nie jest kurnik, którym dojeżdżaliśmy do szkoły, to jakaś wyższa klasa. Klasa podróżowania, która pozwala zapomnieć o pędzie, tłumi hałas kół na szynach, szlabany są zamknięte a przejazd bezpieczny. Bezpiecznie zatem możemy wrócić myślami do błogiego spokoju sprzed podróży. Podróż zaczyna nas cieszyć. Cieszy to, że nie jesteśmy sami, że jest ktoś przy nas ktoś zwariowany i ktoś normalny. To normalne, że tęsknimy za przejechanymi kilometrami ale przecież ile nowych kilometrów jeszcze czeka. Nie czeka tylko sekundnik, który swym narastającym, miarowym tykaniem przywołuje nas do porządku. Porządku wyznaczonego trasą i biletem. Bilet wyraźnie pokazuje, że nawet nie jesteśmy w połowie drogi. Droga długa, więc możemy się wygodnie rozsiąść….
2:23 – wszystko musi pierdolnąć. Jest bałagan, krzyk, kakofonia dźwięków, zawodzenie, wycie, rozpacz, bezsilność, rezygnacja, chaos. Chaos, dźwięk początku, dźwięk końca, dźwięk kosmosu, który nas wciąga w próżnię a im dalej w czarną otchłań tym bardziej wszystko traci znaczenie: to raczkowanie, ten rytm, ten zegar, to mięcho, te trzewia i ich bakterie, widok za oknem, kilometry za i kilometry przed, kurnik, dojazdy do szkoły, klasa wyższa, zwariowany towarzysz, normalny towarzysz, piwo z kolegami…
Pamięci Jarka Ł. [*]