Jak zator w mózgu – Sniffin’ for Love
Mija kolejny dzień. Z braku atrakcji i impulsów, z czcią normalnie zarezerwowaną bogom, obserwuję fascynujący proces rogowacenia naskórka. Widzę jak mozolnie, ale nieprzerwanie kolejne komórki obumierają i łączą się tworząc lekko zaokrąglony płat. To on posłuży mi później, żeby zlikwidować uczucie swędzenia jakie odczuwam tam gdzie założyli mi welflon.
Kroki na korytarzu mieszają się z kaszlem i miarowym popiskiwaniem maszyn wszelakiego przeznaczenia. Z ostatniej sali po prawej z uporem maniaka powtarza się słaby krzyk: Daniel! Daniel! Nie ma tu żadnego Daniela, ale to nie przeszkadza co rusz go nawoływać…
Zakładam słuchawki, żeby choć na chwilę się od tego oderwać i przenieść do innego świata. Platforma streamingowa, wybrane dla Ciebie: 70s Groove – nie! 1989 Rock Anthems – znam na pamięć. Podsiadło Radio – nie! Pojadę z głównej: Fresh Friday Music – dajmy temu szansę. Ti-tu-tu-ti-turiru – nie! Następny twór: bam-bam-bum – nie! nie! nie! nie! Co to za syf? Gdzie się pochowała dobra muzyka?
Zaraz zaraz, o czym mówił mi Złotówa zanim go wypisali? Zanim ściemnił, że czuje się dobrze i dali mu wypis pomimo tego, że nie potrafił dokończyć najprostszego zdania… Anyway. Toruń Quartet? Toruń Band? Kraków Street Band! Przesłuchuję kilka piosenek i trafiam na tę jedną.
Sniffin’ for Love – zaczyna się spokojnie, rytmicznie i wiem, że będzie tylko lepiej. Fajnie wchodzi, dęciaki nienachalne – tak jak lubię, szorstki, męski wokal. Oklepana tematyka, ale tekst ciekawy. No i bezbłędne wykonanie na żywo. Wchodzi to i wkręca się jak zator w mózgu. Dobrze, że skutki zgoła inne. To już oficjalne. Kraków Street Band trafia na ekskluzywną listę Czek Iz Aut.
Tymczasem przez słabnące słuchawki dochodzi mnie dalekie: Daniel! Daniel!