Soul Sacrifice vs. jesienna chandra

Jako, że moi fani* domagają się przynajmniej jednego wpisu w tygodniu, a jutro następuje przełamanie tegoż tygodnia, trzeba coś wrzucić. Niestety, albo zaczyna mi się udzielać jesienna chandra, albo na youtubie nie ma już nic godnego miejsca na Czek Iz Aut. Jakkolwiek chciałbym, żeby to drugie było prawdą, to uczciwie i z pochyloną głową muszę zaakceptować fakt, że wina jest po mojej stronie. Nic jednak straconego – nie mogąc znaleźć nic świeżego ucieknę się do tzw. klasyka. Coś co wszyscy powinni znać, ale może tak nie jest.

Staroć, którą chciałbym, żebyście przesłuchali ma już swoje prawie 50 lat! A nic mu nie brakuje. To jest utwór nieśmiertelny, z równie nieśmiertelnego festiwalu Woodstock. Santana i jego muzycy w cudownie rytmiczny sposób oddali ducha lat 60tych i tego festiwalu. Tak charakterystyczny dla Santany styl grania i fajne solo na perkusji w wykonaniu, co tu dużo gadać, szczeniaka z buźką aniołka, to rzeczywiście soul sacrifice. Miłego słuchania.

* – z tego miejsca chciałbym pozdrowić moich wiernych czytaczo-słuchaczy: Marka i Sylwię 🙂

1 Odpowiedź

  1. Marek pisze:

    Dzieki za pozdrowienia. Kiedys ten blog bedzie slawny dlatego nie mozesz sie poddawac. Woodstock to byl inny swiat. Widac ze muzycy nie grali dla kasy. Fajny teledysk i Santana dawal czadu. Pozdro

A Tobie się podobało?

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.